Fascynująca Maria Dąbrowska
Co pierwsze przychodzi Wam na myśl, kiedy słyszycie nazwisko: Maria Dąbrowska?
Urodziła się 135 lat temu, zmarła 59 lat temu – ale to suche fakty. A przecież była osobą z krwi i kości. Miała marzenia i plany, wady oraz zalety. Lubiła obserwować i jak się okazało po jej śmierci, przez większość życia pisała dzienniki, w których notowała niezwykle cenne spostrzeżenia.
Oliwia Brzeźniak-Pałgan
Każda Maria była kiedyś Marysią…
Pierwsza gawęda1 o Marii Dąbrowskiej, patronce naszej szkoły
W niedzielę 6 października 1889 roku na świat przyszło drugie dziecko Ludomiry i Józefa Szumskich – córeczka, której dano na imię Marysia. Do dworku w Russowie koło Kalisza zjechała się cała rodzina, by uczcić te narodziny. Dziewczynce urządzono huczne chrzciny, jej ojcem chrzestnym został Kazimierz Waliszewski, historyk i pisarz. Ciekawe, czy miało to wpływ na późniejszy wybór drogi życiowej Marysi, czyli… Marii Dąbrowskiej?
Dzieciństwo Marysi było szczęśliwym czasem. „Rodzice kochali nas po prostu i nigdy nie mogło nam nic zabraknąć. […] Bawiliśmy się w polu, ogrodzie i domu, wszystko wypełniając zgiełkiem i wariacją, bo nam radości życia nie brakowało”2 – tak młodzieńcze lata swoje i rodzeństwa: Heleny, Jadwigi, Stanisława i Bogumiła, wspominała dorosła już Maria. Kochała dworek w Russowie z jego drzewami, gęsiami, krowami, owcami, świniami; kochała jego kolory, dźwięki i zapachy. Tylko jedno wydarzenie zburzyło sielskość i beztroskę tamtych lat. Była to śmierć pierwszego dziecka państwa Szumskich – Jasia, ale rodzina nigdy o chłopcu nie zapomniała, często o nim mówiono, mimo że Hela, Jadzia, Staś i Boguś w ogóle go nie poznali. Maria natomiast poświęciła bratu opowiadanie Janek, po raz pierwszy wydane na łamach gazety „Prawda” w 1914 roku.
Tak oto zaczyna się opowieść o życiu i twórczości patronki naszego liceum. Mamy nadzieję, że przeczytacie wszystkie gawędy, które będziemy w tym roku publikować, by uhonorować niezwykłą osobę, wielką pisarkę, pełną pasji kobietę – Marię Dąbrowską.
Izabela Sieranc
Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej Dworek Marii Dąbrowskiej w Russowie i jest publikowane za jego zgodą.
Każda Marysia ma ojca…
Druga gawęda o Marii Dąbrowskiej, patronce naszej szkoły
Z fotografii spogląda krzepki mężczyzna o odważnym spojrzeniu, zdrowej twarzy ozdobionej sumiastym i odrobinę sarmackim wąsem, wytwornie ubrany. To Józef Szumski, ojciec Marii Dąbrowskiej, naszej patronki. Urodził się w 1844 roku w zubożałej ziemiańskiej rodzinie o patriotycznych tradycjach. Ukończenie czteroklasowego gimnazjum w Mławie pozwoliło mu objąć stanowisko pisarza gminnego w Słupsku. Długo jednak nie pracował, bowiem porwała go idea niepodległościowa.
Kiedy w 1863 roku wybuchło powstanie styczniowe, dołączył do niego z młodzieńczym zapałem. Choć wielokrotnie został ranny – ugodzony bagnetem w pierś, trafiony kulami w plecy i policzek, potłuczony kolbami, z kulą utkwioną w karku – z uporem wracał na pole walki. Wreszcie trafił do pruskiej niewoli i dopiero po dwóch latach wyszedł z więzienia w wyniku ogłoszenia amnestii.
Kolejne lata były dla Józefa niespokojne. Służył w Aleksandryjskim Pułku Huzarów, by uniknąć kary za spoliczkowanie rosyjskiego oficera, uciekł za granicę, zawędrował do Niemiec, w Dreźnie nauczył się fotografii, pracował przy budowie kolei żelaznej. Gdy wrócił do kraju, nauczył się gospodarowania na roli i zajął się administracją różnych majątków. W ten sposób w 1888 roku na dwadzieścia lat trafił do Russowa, leżącego kilkanaście kilometrów od Kalisza. Przybył tu z żoną Ludomirą z Gałczyńskich, którą poślubił w 1884 roku.
Pan Józef był dobrym gospodarzem, ciężko pracował, by wydźwignąć dzierżawiony majątek z ruiny. Postawił murowane czworaki, chciał przeprowadzić meliorację (na co nie zgodzili się właściciele Russowa). Gospodarstwo wzbogaciło się między innymi o hodowlę drobiu, owiec, warzywnik, pola pszenicy. Przedsiębiorczy – tym słowem można opisać ojca Marii. By zarobić, sprzedawał kamienie łupane oraz owce z jagniętami, ale… dopiero po ostrzyżeniu. Wydaje się, że bywał roztargniony. Zgubił portfel ze stoma rublami (dał ogłoszenie do gazety, myśląc, że ktoś uczciwy mu go zwróci), przez nieuwagę został okradziony z dwóch koni i bryczki. Wobec przyjmowanych pracowników był bardzo wymagający. Musieli być młodzi, zdrowi, silni i z zamiłowaniem do rolnictwa. Oczywiście za dobrą pracę stosownie ich wynagradzał.
Z tej opowieści o Józefie Szumskim można wysnuć wniosek, że ojciec Marysi był interesującym człowiekiem: energicznym, trochę niepokornym, kochającym pracę w gospodarstwie, potrafiącym dbać o rodzinę i pracowników. Cieszył się powszechnym szacunkiem. Wanda Dąbrowska (szwagierka Marii) tak o nim mówiła: „Po śmierci byłam na jego pogrzebie [1912 rok], było masę osób, chłopstwa masę, tak że miał on bardzo dużą sympatię […]”3.
Izabela Sieranc
Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej Dworek Marii Dąbrowskiej w Russowie i jest publikowane za jego zgodą.
Każda Marysia ma matkę…
Trzecia gawęda o Marii Dąbrowskiej, patronce naszej szkoły
Ludomira, matka patronki naszego liceum, pochodziła z rodziny Gałczyńskich znanej niegdyś w powiecie gnieźnieńskim. Urodziła się 11 listopada 1856 roku w Gawronach. Była energiczną i rezolutną panną. Razem z siostrą uczyła się w gimnazjum w Kaliszu. Szczególnym sentymentem darzyła nauczyciela historii powszechnej, Balczewskiego, który potrafił zainteresować uczennice barwnymi wykładami. Po latach Ludomira tak o nim napisała w pamiętniku: „Gdy wszedł na katedrę i zaczął mówić, zdawało się, że słońce jaśniej świeci, porywał nas swoją wymową, wszystkie patrzyłyśmy na niego jak w tęczę […] wstyd było nie umieć lekcji do niego”. Panna Gałczyńska raczej dobrze się uczyła, o czym może świadczyć fakt, że ukończyła gimnazjum uhonorowana srebrnym medalem za celujące postępy w języku ruskim, literaturze i innych przedmiotach.
Jako młoda dziewczyna Ludomira uwielbiała się bawić. Życie upływało jej na wieczorkach towarzyskich, rozmowach z przyjaciółmi, wyprawach łódką, czytaniu książek i udzielaniu korepetycji. Ta beztroska jednak nie trwała długo, ponieważ panna Gałczyńska w 1881 roku dostała pracę nauczycielki w Warszawie na pensji Matuszewskiej. Mimo że miała mniej czasu dla siebie, nie zarzuciła rozwijania zainteresowań. Uczyła się kroju i szycia, uczęszczała na koncerty muzyczne i do teatru. Jako wrażliwa na piękno osoba potrafiła zachwycać się sztuką i urodą życia. Była prawdziwą damą – nie tylko w duchu, ale też z wyglądu: ciemne włosy zaczesywała gładko z przedziałkiem na środku głowy i zaplatała w kok, starannie dobierała stroje, gustowała w falbanach, bufiastych rękawach, kołnierzykach, koronkach i kolczykach.
Przyszłego męża – Józefa Szumskiego, wówczas około czterdziestoletniego kawalera – Ludomira poznała w Kuczborku. Zainteresował ją powstańczą przeszłością i… ładnym śpiewem. Po ślubie z chęcią uczyła się prowadzenia domu i cieszyła samodzielnością. Nowe obowiązki nie zgasiły w niej ciekawości świata i radości życia – co niedzielę odbierała z poczty gazety i książki, organizowała tańce (uwielbiała mazury, walce, galopki i oberki) i amatorskie przedstawienia teatralne.
Gdy rodzina Szumskich zamieszkała w Russowie (1888), Ludomira włączyła się w odbudowę zaniedbanego majątku, założyła hodowlę drobiu i warzywnik. To wiejskie i spokojne życie z czasem coraz bardziej jej odpowiadało.
Ludomira zmarła w 1927 roku w Warszawie. Miała 71 lat. Na dwa lata przed śmiercią na prośbę córki swoje wspomnienia zamknęła w niewielkiej książeczce, którą Maria nazywała „pamiętniczkiem swojej matki”.
Izabela Sieranc
Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej Dworek Marii Dąbrowskiej w Russowie i jest publikowane za jego zgodą.