Druga gawęda* o Marii Dąbrowskiej, patronce naszej szkoły
Z fotografii spogląda krzepki mężczyzna o odważnym spojrzeniu, zdrowej twarzy ozdobionej sumiastym i odrobinę sarmackim wąsem, wytwornie ubrany. To Józef Szumski, ojciec Marii Dąbrowskiej, naszej patronki. Urodził się w 1844 roku w zubożałej ziemiańskiej rodzinie o patriotycznych tradycjach. Ukończenie czteroklasowego gimnazjum w Mławie pozwoliło mu objąć stanowisko pisarza gminnego w Słupsku. Długo jednak nie pracował, bowiem porwała go idea niepodległościowa.
Kiedy w 1863 roku wybuchło powstanie styczniowe, dołączył do niego z młodzieńczym zapałem. Choć wielokrotnie został ranny – ugodzony bagnetem w pierś, trafiony kulami w plecy i policzek, potłuczony kolbami, z kulą utkwioną w karku – z uporem wracał na pole walki. Wreszcie trafił do pruskiej niewoli i dopiero po dwóch latach wyszedł z więzienia w wyniku ogłoszenia amnestii.
Kolejne lata były dla Józefa niespokojne. Służył w Aleksandryjskim Pułku Huzarów, by uniknąć kary za spoliczkowanie rosyjskiego oficera, uciekł za granicę, zawędrował do Niemiec, w Dreźnie nauczył się fotografii, pracował przy budowie kolei żelaznej. Gdy wrócił do kraju, nauczył się gospodarowania na roli i zajął się administracją różnych majątków. W ten sposób w 1888 roku na dwadzieścia lat trafił do Russowa, leżącego kilkanaście kilometrów od Kalisza. Przybył tu z żoną Ludomirą z Gałczyńskich, którą poślubił w 1884 roku.
Pan Józef był dobrym gospodarzem, ciężko pracował, by wydźwignąć dzierżawiony majątek z ruiny. Postawił murowane czworaki, chciał przeprowadzić meliorację (na co nie zgodzili się właściciele Russowa). Gospodarstwo wzbogaciło się między innymi o hodowlę drobiu, owiec, warzywnik, pola pszenicy. Przedsiębiorczy – tym słowem można opisać ojca Marii. By zarobić, sprzedawał kamienie łupane oraz owce z jagniętami, ale… dopiero po ostrzyżeniu. Wydaje się, że bywał roztargniony. Zgubił portfel ze stoma rublami (dał ogłoszenie do gazety, myśląc, że ktoś uczciwy mu go zwróci), przez nieuwagę został okradziony z dwóch koni i bryczki. Wobec przyjmowanych pracowników był bardzo wymagający. Musieli być młodzi, zdrowi, silni i z zamiłowaniem do rolnictwa. Oczywiście za dobrą pracę stosownie ich wynagradzał.
Z tej opowieści o Józefie Szumskim można wysnuć wniosek, że ojciec Marysi był interesującym człowiekiem: energicznym, trochę niepokornym, kochającym pracę w gospodarstwie, potrafiącym dbać o rodzinę i pracowników. Cieszył się powszechnym szacunkiem. Wanda Dąbrowska (szwagierka Marii) tak o nim mówiła: „Po śmierci byłam na jego pogrzebie [1912 rok], było masę osób, chłopstwa masę, tak że miał on bardzo dużą sympatię […]”**.
Izabela Sieranc
Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej Dworek Marii Dąbrowskiej w Russowie i jest publikowane za jego zgodą.
*Gawęda na podstawie: I. Kienzler, Prowokatorka. Fascynujące życie Marii Dąbrowskiej, Warszawa 2018.
**Za: E. Polanowski, Maria Dąbrowska. W krainie dzieciństwa i młodości, Poznań 1989, s. 41.